Zespół Os Mutantes, założony w 1966 roku w Sao Paulo stanowi
sam w sobie jeden z najważniejszych rozdziałów historii brazylijskiej muzyki
dwudziestego wieku. Jest jednym z naczelnych przedstawicieli ruchu Tropicalia,
którego główne hasło to antropofagia kulturowa, czyli brutalne i bezlitosne
łączenie najrozmaitszych ogólnoświatowych inspiracji. Co doskonale słychać na
kipiącym eklektyzmem i z pewnością przełomowym pierwszym albumie grupy wydanym w 1968 roku.
Już pierwsze dźwięki piosenki Panis et Circenses, będącej manifestem wspomnianego ruchu
kulturowego, przenoszą słuchacza do bajkowego, kolorowego świata, w którym nie
brak ewidentnych nawiązań do płyty, która rok wcześniej zrewolucjonizowała
muzykę popularną, czyli Sgt Pepper’s
Lonely Hearts Club Band. Pomimo siły oddziaływania Sierżanta Pieprza brazylijskie trio nie jest atoli zapatrzone w
brytyjskie arcydzieło, łącząc do tej inspiracji echa północnoamerykańskiego
kompozytorstwa, nie tylko tego wyrafinowanego, przywołującego wokalne harmonie
The Beach Boys, ale też intensywnie rozwijającej się na obydwu wybrzeżach
Stanów Zjednoczonych awangardy. Oprócz tego na longplayu nie brakuje eksplicytnych
odniesień do muzyki z Europy kontynentalnej, w tym znakomitego wykonania Le premier bonheur du jour z repertuaru
Françoise
Hardy. Tej mieszance towarzyszy śmiała dawka tropikalnej samby oraz bardzo awangardowe
eksperymentatorstwo instrumentalne, w dużej mierze oparte na elektronicznym
geniuszu brata jednego z członków zespołu.
Płyta od samego początku do końca oferuje psychodeliczną podróż przez
miriadę gatunków i styli, która niekiedy przyjmuje formę pastiszu, kiedy
indziej subtelnej parodii. Debiut Os Mutantes jest być może jedną z
najbardziej wewnętrznie różnorodnych płyt nagranych w latach sześćdziesiątych.
Zespół, w przeciwieństwie do The Beatles na Sgt.
Pepper’s Lonely Hearts Club Band, nigdy nie schodzi na ziemię, oferując nieprzerwany
muzyczny trip z niewielką ilością
momentów wytchnienia, co może nieco utrudniać obcowanie z tą muzyką dla
niewprawionego słuchacza.
Na szczególne uznanie zasługuje realizacja płyty, która, biorąc
pod uwagę niesłychanie gęstą aranżację Rogerio Duprata i mnogość ścieżek,
utrzymuje bardzo dobrą dynamikę i spójne brzmienie, za co należą się oklaski
dla realizatora nagrań. Ten brazylijski album nie odstaje pod tym względem od
wybitnej pracy George’a Martina z liverpoolską czwórką, przebijając wiele
aspirujących produkcji z Europy i Stanów Zjednoczonych.
Os Mutantes nie zdobyli pierwotnie żadnej znaczącej popularności w
Europie i Stanach Zjednoczonych, ograniczając swój sukces do Ameryki
Południowej. Ich muzyka stała się szerzej znana dopiero po dwudziestu latach,
kiedy pojawienie się płyt kompaktowych przyniosło wznowienie materiału na
nowym nośniku. To właśnie wtedy jednymi z ich apologetów stali się David Byrne
(Talking Heads) i Kurt Cobain (Nirvana), który nawet napisał list do jednego z
członków grupy, namawiając go do wznowienia działalności zespołu.
Sytuacja wydawnicza nagrań Os Mutantes przedstawia się niestety
nie najlepiej. Jedyną dostępną reedycją dobrej jakości jest oficjalne wznowienie na płycie kompaktowej. Jeśli chodzi natomiast
o wydania analogowe, sprawa wygląda dość beznadziejnie – płyta pierwotnie
ukazała się tylko w kilku krajach Ameryki Południowej, na pierwszą i chyba
jedyną sensowną reedycje należało czekać do 1986 roku. Żadna z kilku obecnie
dostępnych reedycji winylowych nie ma dobrej opinii.
wSZYSTKIE ICH PLYTY SA DOSTEPNE NA dISCOGS
OdpowiedzUsuń