Nagrania Sławy Przybylskiej z lat sześćdziesiątych są chętnie wrzucane
do jednego olbrzymiego i zakurzonego wora z etykietą „ramota, chała i
badziewie”. O ile istnienie takiego wora i jego obfitość są jak najbardziej
uzasadnione, o tyle zaklasyfikowanie do niego licznych nagrań pani
Przybylskiej, między innymi dwóch pierwszych płyt długogrających z serii Ballady i piosenki jest absolutnie
niesłuszne. Niesłuszne i to z wielu względów, począwszy od współpracy z
artystami takimi jak Agnieszką Osiecka czy Władysław Szpilman, których już nikt
nie śmiałby umieścić w sąsiedztwie Tercetu Egzotycznego, a skończywszy na
przyzwoitej aranżacji i doskonałej realizacji tych pozycji.
Pierwsze Ballady i piosenki,
wydane jako dziesięciocalowy longplay Pronitu, często sprzedawany w zwykłej
kopercie firmowej zamiast dedykowanej okładki, nie doczekały się pełnoprawnej
reedycji zachowującej układ utworów. Ich druga część wydana – już bardziej na
poważnie - na przełomie lat 1965 i 1966 przez Muzę została wznowiona na
początku dwudziestego pierwszego wieku na płycie kompaktowej z kilkoma
dodatkowymi utworami, podobnie jak trzecia i ostatnia część cyklu z 1966 roku, pierwotnie
wydana nakładem Pronitu. Wszystkie te płyty są jednak nadal łatwo dostępne w
oryginalnych wydaniach w przeważnie niskich cenach – nakłady były spore, a
pogardzanie Balladami i piosenkami
przez gros współczesnej publiczności, która niekiedy zdaje się preferować
Bohdana Łazukę (ale może jeszcze nie Jaremę Stępowskiego) powoduje, że
znalezienie tych płyt na półkach antykwariatów jest przeważnie łatwe.
Pronitowskie Ballady i piosenki
zasługują na uwagę przede wszystkim ze względu na kanoniczne nagrania piosenek
Osieckiej – sześć z ośmiu umieszczonych na płycie utworów to właśnie piosenki
pióra legendarnej poetki, w tym szlagier Okularnicy
– i z powodu ciekawych, dość nowatorskich aranżacji chętnie wykorzystujących
instrumenty elektryczne. Dwunastocalowa kontynuacja opatrzona numerem 2 zawiera
bardziej zróżnicowany repertuar, w tym godne uwagi polskojęzyczne wykonanie
popularnej piosenki autorstwa jednej z najważniejszych postaci amerykańskiego
nurtu folkowego – Where Have All The
Flowers Gone Pete’a Seegera. Zupełnie urocza jest piosenka Kot Teofil. Oryginalny, dosyć chłodny
głos i znakomite wykonawstwo Sławy Przybylskiej w połączeniu z bardzo profesjonalnymi
aranżacjami, akompaniamentem Zespołu Estrady Warszawskiej pod batutą Janusza
Senta i realizacją na najwyższym poziomie czynią ten repertuar nadal dość
przystępnym po upływie pięćdziesięciu lat. Nie jest on jednak pozbawiony kilku
warstw urokliwej patyny.
Trzecia część Ballad i piosenek
jest płytą wyraźnie mniej ambitną i bardziej nastawioną na masowego odbiorcę.
Nieco niższy poziom tego longplaya nie jest kwestią gorszego wykonawstwa
piosenkarki czy dyletantyzmu aranżacyjnego, ale doboru repertuaru, który
zdecydowanie odstaje od ambitnych piosenek jakie znalazły się na dwóch
poprzednich zbiorach Ballad i piosenek.
Zdjęcia płyty nadesłał Piotr Gaczkowski.
Zdjęcia płyty nadesłał Piotr Gaczkowski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz