Byli jednym z pierwszych mieszanych rasowo zespołów muzycznych w
niespokojnej, walczącej z segregacją Ameryce. Udowodnili, że żeby grać blues
nie trzeba wcale być czarnym włóczęgą, że można to robić będąc białym
wychowanym w dobrobycie. Pierwszą wielką sensację wywołali otwierając Newport
Folk Festival w lipcu 1965 roku. Drugą – nazajutrz, podłączając Boba Dylana do
prądu i nadając tym samym nowy bieg historii kultury.
Blacks plus Jews
equals blues. Ta
gra słów dobrze podsumowuje funkcjonowanie powojennego przemysłu muzyki
rhythm-and-bluesowej w Stanach Zjednoczonych i znajduje odbicie w głównym
składzie zespołu Paula Butterfielda. Grupa, choć dość niedoceniana na starym
kontynencie, prawdopodobnie nie odcisnęłaby takiego piętna na rozwoju
amerykańskiej muzyki gdyby nie gitarzyści Michael Bloomfield i Elvin Bishop
oraz organista Mark Naftalin – wszyscy wywodzący się z rodzin żydowskich i czarnoskórzy:
perkusiści Sam Lay, Billy Davenport i basista Jerome Arnold.
Pewnym jest, że przed nimi nie
grał tak nikt. Na wszystkich nagraniach, czy to studyjnych, czy nielicznych
koncertowych bootlegach, sekcja rytmiczna jawi się jako bezbłędna, finezyjna i
w dodatku doskonale tego świadoma i przez to nieskłonna do wstydliwego chowania
się za innymi muzykami. Oryginalny kunszt gitarzysty Michaela Bloomfielda
przejawiający się w całokształcie jego twórczości z lat sześćdziesiątych, w tym
na rewolucyjnych albumach Bringing It All
Back Home, Highway 61 Revisited i
Blonde on Blonde Dylana, zasługuje na
niekończące się peany i owacje, których dostaje niestety wyraźnie mniej niż
popularni Clapton i Hendrix. Pokazał światu, że mając talent i kompetencje
instrumentalne można dać się porwać żywiołowi i stać się jedynie przekaźnikiem
muzyki jako wyższego przeżycia twórczego, że na gitarze można zarówno śpiewać,
tańczyć i krzyczeć. Pozostali, na czele z założycielem zespołu, Paulem
Butterfieldem, znakomitym harmonijkarzem o silnym głosie, bynajmniej nie
przeszkadzają. Z tego zespołu nie dałoby się wyeliminować nikogo, nie tracąc na
kunszcie i jakości.
Pierwszy, homonimiczny album grupy
(Elektra EKL-294 / EKS-7294), będący efektem ich trzeciego podejścia do
nagrania płyty długogrającej, jest jedną z najbardziej porywających
amerykańskich pozycji rhythm-and-bluesowych z lat sześćdziesiątych. Niezależnie
od tego, w którym miejscu na płycie wyląduje igła gramofonu, muzyka gna z
impetem rozpędzonego parowozu, prowadzonego przez niezawodną, czarnoskórą
sekcję rytmiczną. Od pierwszych taktów Born
in Chicago autorstwa Nicka Gravenitesa, późniejszego założyciela grupy The
Electric Flag, do wieńczącego drugą stronę wykonania standardu Look Over Yonders Wall nie ma w tych
niespełna czterdziestu minutach słabego, nieprzekonującego nagrania. Niektóre
za to piorunują niebywałą werwą i zacięciem tak jak znakomity instrumentalny
popis Screamin’, który całkiem dobrze
sprawdziłby się jako klubowy utwór taneczny. Słuchając tego rozpoczynającego
drugą stronę utworu, podobnie zresztą jak i zamieszczonego na płycie wykonania Shake Your Money-Maker, nietrudno
wyobrazić sobie frenetycznie kołyszącego się Mike’a Bloomfielda, kurczowo
przygarbionego nad jego Telecasterem i resztę zespołu grzejącą tak mocno, jak
się tylko da w wypełnionym po brzegi chicagowskim klubie. Drugi z tych numerów,
bluesowy evergreen z repertuaru Elmore’a Jamesa charakteryzuje się dodanym w
środkowej części oryginalnym staccato
Bloomfielda, który, niesiony muzyczną gorączką, zapomina o zmianie akordu,
zostając w wyjściowym E, co tylko wzmacnia efekt szaleńczego zaangażowania w
tworzoną muzykę. Nie można mieć wątpliwości, że pomimo znacznego dystansu
społecznego, jaki dzielił chłopców z dobrych, zamożnych rodzin od typowych
wykonawców bluesa, oni doskonale rozumieli i czuli to, co grali. Równie dobrze
mogliby być zieloni albo niebiescy i tak samo dowieść bezsensowności podziału
na muzykę „czarną” i „białą”.
Biorąc pod uwagę krótki dystans
czasowy między nagraniem The Paul
Butterfield Blues Band a wspomnianym wyżej przełomowym festiwalem w
Newport, trudno dziwić się Dylanowi, który, będąc pod wielkim wrażeniem
zespołu, postanowił właśnie z nimi przekroczyć muzyczny Rubikon, oferując
przeważająco purystycznej widowni koncert z akompaniamentem instrumentów
elektrycznych. Został wybuczany, ale nie byłby Bobem Dylanem, gdyby postanowił
pogonić całe to hałasujące tałatajstwo i wrócić na dobre do samotnych piosenek wykonywanych
wyłącznie w towarzystwie harmonijki i gitary akustycznej.
Drugi longplay – East-West – został nagrany w 1966 w słynnym studio Chess
Records przy 2120 South Michigan Avenue – miejscu, które dla amerykańskiej
muzyki znaczy tyle, co sławne londyńskie Abbey Road dla tej europejskiej. Zespół
Paula Butterfielda bynajmniej nie był pierwszym młodym, nieskładającym się
wyłącznie z czarnoskórych muzyków, który nagrywał w siedzibie legendarnej,
założonej w 1950 roku przez polskich żydów firmy płytowej. Zaledwie dwa lata
wcześniej to miejsce było kluczowym punktem pierwszej pielgrzymki zespołu The
Rolling Stones do Stanów Zjednoczonych.
Pomiędzy pierwszą a drugą płytą
długogrającą The Paul Butterfield Blues Band skład grupy uległ zmianie –
perkusista Sam Lay został zastąpiony przez Billy’ego Davenporta, muzyka o jazzowych
korzeniach, wychowanego na Gene Krupie i Bennym Goodmanie. W międzyczasie
pozostali członkowie grupy zaczęli wybiegać ze swoimi zainteresowaniami
muzycznymi poza schematy rhythm-and-bluesa, zwracając się w stronę modalnego
jazzu oraz indyjskich rag popularnego Raviego Shankara. Kolejną inspiracją do
rozszerzenia repertuaru stały się wspólne koncerty z zespołami takimi jak
znakomity Jefferson Airplane, wyrastający z folkowych i jazzowych korzeni
prekursor zachodnioamerykańskiej muzyki psychodelicznej. Efektem tych poszukiwań jest eklektyczny styl
drugiego albumu grupy. Obok błyskotliwych interpretacji standardów takich jak Two Trains Running oraz I Got a Mind to Give Up Living czy
przebojowej piosenki Michaela Nesmitha z The Monkees, Mary Mary, znajdziemy dwa
dłuższe, grosso modo improwizowane utwory instrumentalne: tytułowy East-West oraz klasyczny jazzowy temat
Nata Adderleya - Work Song -
nawiązujący do śpiewów więźniów skazanych na roboty publiczne. Tytułowy utwór
można wręcz nazwać przełomowym, będącym zwiastunem silnie improwizowanej muzyki
psychodelicznej rozwijanej dalej przez legendarnych wykonawców takich jak
Grateful Dead. Intensywność tego nagrania jest wręcz hipnotyzująca, począwszy
od wyeksponowanej sekcji rytmicznej, nadającej ton danemu fragmentowi, a
skończywszy na odkrywających nowe muzyczne pejzaże solówkach Bloomfielda
opartych o całą gamę egzotycznych skal, w tym indyjskich i arabskich. Eklektyzm
albumu branego jako całość, niewątpliwie będący świadectwem dojrzałości
artystycznej, odbija się na dwójnasób na całokształcie płyty. East-West nie prezentuje poziomu tak
równego jak pierwszy longplay zespołu, za to skłania słuchacza do nieco
selektywnego odbioru, zawierając z jednej strony przewidywalne piosenki oparte
na znanych schematach, a z drugiej proponując muzykę dalece bardziej ambitną.
Krótko po wydaniu drugiej płyty,
która odniosła umiarkowany sukces komercyjny, zespół w zasadzie się rozpadł.
Odeszła rewelacyjna sekcja rytmiczna, odszedł niebywale utalentowany Michael
Bloomfield, a grupa kierowana przez Butterfielda obrała bardziej soulowy kurs,
dodając do składu instrumenty dęte. Dalsze nagrania, w tym najbardziej nośny
komercyjnie album nagrany pod szyldem Paul Butterfield Blues Band – Resurrection of Pigboy Crabshaw – o ile
przynajmniej dobre, nie niosą ze sobą ani udzielającego się ferworu debiutu,
ani nie odkrywają niczego nowego. Nic więc dziwnego, że jeśli po pięćdziesięciu
latach wymienia się nazwisko lidera grupy, to od razu kojarzy się go z płytą East-West, Michaelem Bloomfieldem i historycznym
występem z Dylanem.
Notki fonograficzne:
Pierwszy album grupy, poza Stanami Zjednoczonymi, został wydany w Australii, Wielkiej Brytanii, RFN (Vogue Schallplatten, zmieniona okładka; drugie wydanie było nakładem Elektry i miało oryginalną okładkę) oraz Włoszech (Vedette Records). W pierwszym wydaniu amerykańskim na etykiecie płyty jest funkcjonujący do 1965 roku znak firmowy Elektry przedstawiający gitarzystę.
East-West, poza Stanami Zjednoczonymi, zostało wydane w Australii, Wielkiej Brytanii, RFN i Francji (Disques Vogues).
Notki fonograficzne:
Pierwszy album grupy, poza Stanami Zjednoczonymi, został wydany w Australii, Wielkiej Brytanii, RFN (Vogue Schallplatten, zmieniona okładka; drugie wydanie było nakładem Elektry i miało oryginalną okładkę) oraz Włoszech (Vedette Records). W pierwszym wydaniu amerykańskim na etykiecie płyty jest funkcjonujący do 1965 roku znak firmowy Elektry przedstawiający gitarzystę.
East-West, poza Stanami Zjednoczonymi, zostało wydane w Australii, Wielkiej Brytanii, RFN i Francji (Disques Vogues).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz